Językowa corrida

13.12.2024

Skibidi

Co roku w pierwszych dniach grudnia media żywo interesują się językiem, a konkretnie słowem młodzieżowym. W tym bowiem czasie PWN ogłasza zwycięzcę w plebiscycie Młodzieżowe Słowo Roku. Reakcja wielu osób jest zwykle taka sama: Co? Jakie? Znasz? Co to znaczy? Pierwsze słyszę!

Nic dziwnego, że „pierwsze słyszę”, wszak to słowa, których starsze pokolenie nie używa, ale których – co tu dużo mówić – chętnie się uczy. To z młodzieżowego slangu przyszły do polszczyzny potocznej takie słowa, jak klawo, git, kimać, sztos, ziomek, wypas i wypasiony, dzban, jesieniara i wiele innych. Ale nie łudźmy się, że łatwo przyjdzie nam zrozumieć i przyswoić tegoroczne młodzieżowe słowa. Większość z nich wywodzi się z przestrzeni internetu, z memów, tiktokowych filmików, gier, seriali, które ogląda głównie młodzież.

W tym roku na podium stanęła sigma. Albo stanął. Sigma bowiem to określenie osoby odnoszącej sukcesy, podziwianej, pewnej siebie, wiernej wyznaczonym zasadom. To ktoś, kto ‘błyszczy w jakiejś dziedzinie’, ‘jest nieustraszony i godny podziwu’, ‘wzbudza szacunek przez swój styl bycia’, ‘ma zasady’, ‘wierzy w swoje przekonania i dąży do wyższego celu’ (takie definicje podają uczestnicy plebiscytu). Nazwa nawiązuje do litery greckiego alfabetu, może też być symbolem sumowania. W młodzieżowym słowie sigma faktycznie sumują się wszystkie pozytywne cechy człowieka tak nazywanego.

Jeśli kogoś postrzega się jako osobę wyjątkowo pozytywną, można ją też określić jako skibidi sigma. Skibidi zajęło w tegorocznym plebiscycie czwarte miejsce. Co znaczy? W zasadzie nic, jest bowiem zrozumiałe tylko „w związkach z innymi słowami i w zależności od kontekstu sugerujące coś fajnego, dziwnego, złego lub zaskakującego” (to też definicje uczestników plebiscytu). Do języka młodzieży skibidi przyszło z internetowego serialu „Skibidi Toilet” przedstawiającego – najogólniej mówiąc – wojnę między ludźmi-toaletami a ludźmi-komputerami. Że to absurd? Oczywiście! Dlatego jest tak atrakcyjny! Humor „toaletowy”, groteskowy, szczególnie śmieszy młode pokolenie, choć nie tylko młode...

Słowo skibidi może też występować samodzielnie, bo nie jest w nim ważny sens, tylko absurd i brzmienie. Absurdalne powiedzonka są charakterystyczne dla języka młodzieży, wystarczy zajrzeć do słowników. Odpowiedniki potocznego wyrażenia ‘mnie to nie obchodzi’ notowane w „Nowym słowniku gwary uczniowskiej”: A mi to tito, A mnie to żabka plum, Szmery, bajery i dzikie węże i wiele innych potwierdzają młodzieżową potrzebę prześmiewczości i językowej groteski.

Skibidi to także zabawa brzmieniem. Wszyscy używamy zabawnie brzmiących powiedzonek i wykrzykników: fiu-bździu, fiksum-dyrdum, sraty-taty, srutu-tutu, rypcium- pypcium, pierdu-merdu, tere-fere, huru-buru, figo-fago, gadu-gadu, figle-migle, łubu- dubu, więc może i skibidi polubimy...

06.12.2024

Strażak

Czy można nauczyć się poprawnej pisowni, nie znając zasad ortografii? Można, ale chyba łatwiej w razie wątpliwości odwołać się do konkretnej reguły. Choć nie zawsze…

Moja wnuczka, uczennica szkoły podstawowej, pisała dyktando ortograficzne. Poszło jej całkiem nieźle, ale popełniła jeden błąd: napisała słowo strażak przez „rz”. Kiedy zdumiona zareagowałam śmiechem, bo wyobraziłam sobie tego strażaka przez „rz”, z żalem zapytała: Dlaczego jest tam „ż”, skoro cząstkę -arz trzeba zapisać przez „rz”? A ponadto – narzekała – „ż” to taka brzydka litera! Jest w brzydkich słowach: żreć, żerować, żołądek, żuchwa? A „rz” jest w słowach ładnych: rzeka, rzodkiewka, marzenie, warzywa.

Trudno dyskutować o gustach, zwłaszcza ortograficznych, bo każdemu może się podobać co innego. Znam ładne słowa z „ż”: księżyc, mżawka, wróżka, filiżanka, i znam brzydkie słowa z „rz”, choćby rzeźnia albo rzygać… Warto natomiast rozmawiać o zasadach, na których jest oparta polska pisownia.

Pierwsza jest łatwa: to zasada fonetyczna, zgodnie z którą piszemy tak, jak mówimy, np. brat, kot, kubek, okulary, okno. Druga – zasada morfologiczna – jest trochę trudniejsza, bo wymaga znajomości budowy wyrazu, wiedzy, z jakich cząstek się składa. Chodzi w niej o to, by przedrostki, rdzenie i przyrostki bez względu na wymowę zawsze zapisywać w tej samej postaci. Piszemy na przykład bezbronny i bezprawie, choć w drugim słowie przedrostek bez- wymawiany jest jak [bes]. Piszemy chleb-ek, chleb-owy, chleb, choć ten ostatni wyraz wymawiamy jak [chlep]. Piszemy gwiazda, gwiazdor i gwiazdka, choć mówimy [gwiastka]. Tylko czasem zasada morfologiczna ustępuje miejsca zasadzie fonetycznej. Na przykład przedrostek z- zapisuje się trojako, zgodnie z wymową: zrobić, spłacić, ściąć.

Trzecia zasada – historyczna – jest i łatwa, i trudna. Łatwa, bo dotyczy stosunkowo niewielkiego zbioru słów, w których występują znaki: u, ó, ż, rz, h, ch. Ich obecność we współczesnym języku jest wynikiem procesów historycznych, więc jakakolwiek zmiana nie jest tu możliwa. Zasada jest też trudna, bo trzeba się nauczyć wszystkich wyrazów z tymi znakami. Pomagają nam słowniki ortograficzne albo różne „ortografie na wesoło”, przeznaczone głównie dla uczniów.

Chyba najtrudniejsza jest zasada umowna, zwana konwencjonalną, która mówi, kiedy trzeba użyć wielkiej litery, a kiedy małej, i które wyrazy piszemy łącznie, które rozdzielnie, a które z łącznikiem. Ta zasada może się zmieniać w zależności od społecznych potrzeb, a do jej opanowania potrzebna jest podstawowa wiedza z gramatyki.

Gdzie w tym wszystkim jest strażak z dyktanda mojej wnuczki? Wbrew temu, co sądzi pilna uczennica, nie ma w jego budowie przyrostka -arz, jak w słowach pisarz, piekarz czy murarz. Pisownia słowa strażak, a także innych wyrazów z tej rodziny: straż (dawniej straża, stróża), strażnik, strażnica, stróż, jest uwarunkowana historycznie i nic tego nie zmieni.

29.11.2024

Wybuchła czy wybuchnęła?

Mój dobry znajomy zadał mi takie pytanie: „Gazeta Wyborcza pisze: wybuchła płaczem, ja mówię: wybuchnęła płaczem. Kto ma rację?”. Odpowiedź wydaje się prosta: rację mają i redaktorzy gazety, i mój znajomy, bo od czasownika wybuchnąć tworzy się dwie formy osobowe: wybuchęła i wybuchła. Dlaczego jednak piszę, że wydaje się? Bo sprawa z czasownikami zakończonymi w bezokoliczniku na -nąć prosta nie jest.

Prawie wszystkie tego typu czasowniki sprawiają kłopoty, a ich sprawczynią jest obecna w temacie cząstka -ną-, która w jednych formach czasu przeszłego jest, w innych zaś jej nie ma. Jej obecność zależy od tradycji językowej i zwyczaju językowego.

Czasowniki takie jak ciągnąć, dmuchnąć, dźwignąć, garnąć, ginąć, kopnąć, krzyknąć, minąć, pchnąć, plunąć, rąbnąć, skrzypnąć, stęknąć, walnąć, westchnąć, wrzasnąć, zamknąć, zasnąć – we wszystkich formach zachowują cząstkę -ną. Przykładowo: dźwignął, kopnął, rąbnęła, krzyknęła, zamknęła. Ale inna grupa czasowników, na przykład: biegnąć, legnąć, pęknąć, rosnąć, stęchnąć, zdechnąć, zgadnąć w formach czasu przeszłego ma wyłącznie krótszą postać: biegł, legł, pękł, rosła, stęchła, zdechła, zgadła.

Można byłoby to jakoś opanować, gdyby nie spora grupa czasowników, które mogą występować w obu formach, na przykład: błysła i błysnęła, kwitła i kwitnęła, wiądł i więdnął, sechł i schnął, głuchł i głuchnął, znikł i zniknął, wybuchł i wybuchnął. Jeszcze więcej zamieszania robią te czasowniki, w których oboczne formy pojawiają się niekonsekwentnie. Bo spójrzmy: blaknął albo blakł, ale tylko blakła, blakło; chudnął albo chudł, ale tylko chudła, chudli; marznął albo marzł, ale tylko: marzła, marzło, marzły, marźli; moknął albo mókł, ale tylko mokłem, mokła, mokli.

Czy nie ma żadnej reguły, która by pomogła w opanowaniu tych form? W zasadzie nie ma. Użytkowników języka pewnie nie zadowoli gramatyczna informacja, że czasowniki, w których przed -ną stoi samogłoska, występują tylko w dłuższej formie: ginął, ginęła, plunął, plunęła. Zwłaszcza że te, w których -ną stoi po spółgłosce, zachowują się niekonsekwentnie, na przykład: prysnąćprysnął albo prysł, klęknąćklęknęła albo klękła.

Cóż więc robić? Trzeba zaglądać do słowników, ale też obserwować zwyczaj językowy. O właściwym użyciu tych form decyduje bowiem ich powszechność, dlatego rzadkie formy, jak krzykła, zamkła czy ciągła uznajemy za niepoprawne.

Jeśli zaś chodzi o czasownik wybuchnąć to można zaobserwować jeszcze jedną prawidłowość. Otóż form krótszych używamy w połączeniu z rzeczownikami nieosobowymi: wybuchła wojna, wybuchła panika, wybuchł pożar, wybuchł granat. Formy dłuższej częściej używa się w połączeniu z nazwami osób: Anna wybuchnęła gniewem, a najczęściej w połączeniu z rzeczownikami płacz i śmiech. Ale oba sformułowania: Bogdan wybuchnął śmiechem i Bogdan wybuchł śmiechem są właściwe i poprawne.

22.11.2024

Legendy o smoku

Rozmowy o języku ze studentami pierwszych lat są pouczające. Wydawałoby się, że skoro młodzi ludzie przychodzą na studia prosto po szkole, to mają sporą wiedzę o gramatyce, bez której niemożliwa jest fortunna komunikacja.

I nie chodzi o szczegóły, ale o prawa ogólne. O to, że podstawową cechą polszczyzny jest fleksyjność, więc każdy wyraz w tekście musi przybierać określoną formę gramatyczną. I o to, że nazwy własne podlegają tym samym prawom, co pozostałe kategorie wyrazów. A także o to, że nazwiska, tak jak imiona, pseudonimy czy inne nazwy własne, przybierają różne formy gramatyczne. Mówiąc wprost – odmieniają się przez przypadki. Okazuje się jednak, że w szkole, zwłaszcza średniej, na lekcjach języka polskiego brak czasu na lekcje o języku polskim (taki nasz edukacyjny paradoks). A w rodzinnych opowieściach wciąż są żywe legendy o strasznym smoku, który mówi: „Pamiętaj, rodzino, że nasze nazwisko się nie odmienia”.

Studenci, z którymi prowadziłam dyskusję (i którym obiecałam ten felieton), opowiadali przerażające historie. Na przykład taką, że w szkole uznano nazwisko Zawisza za nieodmienne. Aż trudno uwierzyć, bo przecież to historyczne nazwisko, powinno być Polakom znane choćby z powiedzenia „Polegaj jak na Zawiszy”. Ponadto jest łatwe gramatycznie, bo zakończone na -a, więc jego właściciele bez względu na płeć odmieniają je tak samo: Zawiszy, Zawiszę, Zawiszą. Podobnie unieruchamiane było nazwisko Cymbalista, bo nikt nie wiedział, czy je odmieniać czy nie odmieniać, zwłaszcza gdy chodzi o mężczyznę. A przecież bez względu na płeć właściciela i to nazwisko trzeba odmieniać. Cymbalista odmienia się jak Zawisza: Cymbalisty, Cymbalistę, Cymbalistą.

Jeszcze straszniejsza była opowieść studenta, jakoby już w przedszkolu przestrzegano go przed odmianą jego nazwiska. Nazywa się Cyngiel i do tej pory ma wątpliwości…. Cóż powiedzieć, przedszkolne traumy ciągną się czasem przez całe życie. Ale na szczęście po dyskusji właściciel nazwiska już wie, że się ono odmienia. Do niego należy tylko wybór, czy odmieniać: Cyngiela czy Cyngla, Cyngielowi czy Cynglowi.

Jeszcze bardziej poruszająca jest historia pana Towpika, który zażądał od nauczyciela, by na dokumencie szkolnym dziecka zostawić nazwisko w mianowniku. I – co najbardziej wstrząsające – nauczyciel zmienił zapis, świadomie łamiąc normę językową. A przecież nazwisko Towpik odmienia się jak na przykład nazwisko Kowalik: Towpika, Kowalika, Towpikowi, Kowalikowi.

Celowo opowiedziałam te studenckie historie tak, jak się opowiada bajki o straszliwym smoku. Bo to wszystko bajki! Już czas się przestać bać smoka o nazwie „Nie odmieniam swojego nazwiska”. Nie skazujmy nazwisk na banicję, bo są one częścią naszego języka, którego istotą, duszą – jest odmienność wyrazów. A chyba nie chcemy uczynić polszczyzny bezduszną…

15.11.2024

Nicnierobienie

Znajomość reguł ortograficznych przydaje się w różnych sytuacjach. Przekonał się o tym uczestnik „Milionerów”, telewizyjnej gry o milion złotych, który potknął się na pytaniu o pisownię słowa nicnierobienie. Publiczność także nie wskazała właściwej pisowni. Jedynie przyjaciel, będący ostatnim kołem ratunkowym, sugerował, że raczej pisze się je łącznie, ale uczestnik mu nie uwierzył. Zaznaczył formę rozłączną: nic nie robienie i – przegrał.

Trochę na usprawiedliwienie grającego można powiedzieć, że nicnierobienie to rzadki i dziwny wyraz. Nie ma go ani w nowszych, ani starszych słownikach języka polskiego, jest tylko w suplemencie do słownika pod red. Witolda Doroszewskiego z 1969 roku, uzupełniającego zawartość leksykalną wcześniejszych dziesięciu tomów. Warto wiedzieć, że w suplemencie, oprócz nicnierobienia objaśnianego jako ‘próżnowanie, niezajmowanie się niczym, nieróbstwo’, odnotowany jest też nicnierób ‘próżniak, leń’, słowo dziś chyba nieużywane.

Nicnierobienie i podobnie zbudowane nicniemówienie znajdziemy też w „Wielkim słowniku ortograficznym” PWN. O obu słowach piszą również autorzy ciekawostek językowych zamieszczanych na stronach kampanii „Ojczysty – dodaj do ulubionych” Narodowego Centrum Kultury: „Nicniemówienie i nicnierobienie. Taka właśnie jest poprawna pisownia tych ciekawych słów. Są to rzeczowniki utworzone od połączeń zaprzeczonego czasownika i zaimka nic: nic nie mówić > nicniemówienie, nic nie robić > nicnierobienie. Rozdzielna pisownia obowiązuje, kiedy zmienimy kolejność członów: niemówienie nic i nierobienie nic”.

Ażeby poprawnie zapisać to rzadkie słowo, trzeba więc znać zasady ortograficzne i mieć minimalną wiedzę o gramatyce polszczyzny. Wiedzieć, co to czasownik, co to zaimek. Umieć rozłożyć skomplikowaną konstrukcję słowotwórczą na poszczególne części. Wiedzieć, że robienie jest rzeczownikiem utworzonym od czasownika robić. Znać regułę mówiącą, że nie z rzeczownikami pisze się łącznie, stąd pisownia nierobienie. I wiedzieć, że w połączeniu z zaimkiem nic tworzą one swego rodzaju zrost oznaczający jedno pojęcie.

To ważna wiedza, bo w słowniku ortograficznym tuż obok nicnierobienia i nicniemówienia stoi wyrażenie nic niewart. Jest pisane inaczej, bo to inna część mowy i inna forma słowna. Wart jest przymiotnikiem, partykułę nie z przymiotnikami pisze się łącznie: niewart, ale zaimek nic jest w tym połączeniu samodzielnym elementem.

Czy znajomość reguł ortograficznych jest niezbędna, by pisać poprawnie? Nie zawsze, bo można zajrzeć do słownika albo zapytać kogoś lepiej znającego zasady. Są jednak sytuacje, gdy taka wiedza się przydaje, na przykład na dyktandach czy w teleturniejach. A gdy w „Milionerach” nicnierobienie stoi obok takich błędnie zapisanych wyrazów, jak nic nie robienie, nic nierobienie, nierobienie nic, to znajomość zasad może przyjść z pomocą.

08.11.2024

Posiadać czy mieć?

Chciałam sobie kupić zimową kurtkę. Przez internet, bo tak najłatwiej. Gdy jednak zaczęłam czytać opisy, skupiłam się nie na zimowych okryciach, tylko na opisujących je tekstach. Większość kurtek, które mi wpadły w oko, coś „posiada”. Jedna „posiada luźny fason, dzięki czemu gwarantuje swobodę wykonywanych ruchów”. Druga „posiada praktyczne zamykane kieszenie”. Trzecia „posiada ocieplenie, dzięki czemu zapewni odpowiedni komfort termiczny”.

Czy naprawdę autorzy tych opisów tak powiedzieliby do znajomej osoby: „Wiesz, mam nową kurtkę. Posiada zamek i ocieplenie, i jeszcze posiada luźny fason”? Oczywiście nie! Tak nie mówimy i tak nie myślimy! Słowo posiadać należy do polszczyzny urzędowej, oficjalnej, w słownikach jest zakwalifikowane jako książkowe. Posiadać bowiem, to ‘mieć coś na własność, być właścicielem czegoś, co ma dużą wartość’, na przykład duży majątek. Nie można posiadać czegoś o małej wartości: długopisu, książki, płaszcza czy wąsów. Policyjny opis: „Poszukiwany posiada brodę i wąsy” traci powagę przez tę stylistyczną niefortunność. Słowniki podają, że posiadać to także ‘mieć wiedzę w jakiejś dziedzinie, coś bardzo dobrze znać’. „Wielki słownik poprawnej polszczyzny” ilustruje to takim przykładem: Profesor posiadał rozległą wiedzę z zakresu chorób płuc. Nie można jednak tego znaczenia rozciągać na bieżące sprawy. Gdy polityk mówi, że „nie posiada wiedzy” w jakiejś konkretnej kwestii, to wyraża się niefortunnie, bo myli wiedzę z informacjami.

Tak więc słowo posiadać jest poprawne, ale ograniczone stylistycznie. Można go użyć w tekstach urzędowych, choć i tu chcielibyśmy większej prostoty. Wszak urzędy kierują komunikaty do obywateli, którzy posługują się językiem potocznym, neutralnym. Słowo posiadać i utworzony od niego rzeczownik posiadanie nie należą do tej odmiany polszczyzny. Można wręcz się przestraszyć, gdy towarzystwo ubezpieczeniowe każe nam wypełnić formularz dotyczący wycofania z ewidencji pojazdu, ponieważ „nastąpiła trwała i zupełna utrata posiadania pojazdu, na rzecz właściciela tego pojazdu”. Czy ktokolwiek tak mówi? Nie! Wręcz z przykrością czyta się taki nieempatyczny komunikat.

Neutralnym czasownikiem, którego można bez obaw użyć w każdym tekście, jest słowo mieć. Będzie stosowne i w przekazie urzędowym: Kandydat musi mieć prawo jazdy (a nie: posiadać prawo jazdy), i w policyjnym: Poszukiwany ma brodę i wąsy, i w reklamowym: Płaszcz ma jedwabną podszewkę. Warto też pamiętać, że posiadać coś może tylko osoba. Żaden przedmiot nie może niczego posiadać, więc moja potencjalna kurtka po prostu ma luźny fason, ma praktyczne kieszenie i ma ocieplenie.

Mówmy i piszmy tak jak myślimy: jasno i prosto.

31.10.2024

Pochylić się

Czasownik pochylić się zajmuje wysokie miejsce na liście współczesnych wyrazów modnych i drażniących. Jest kolejnym językowym natrętem, „pożerającym” trafniejsze słowa.

Pochylić się jest notowany w „Wielkim słowniku języka polskiego” PAN w czterech znaczeniach. Można pochylić się, czyli ‘zmienić położenie swojego ciała w ten sposób, że głowa i tułów przestały być ustawione pionowo, ale skierowały się ku dołowi (…)’: Głowa pochyla się nad książką, a człowiek nad talerzem. Można pochylić się ku ziemi, czyli ‘zmienić położenie w ten sposób, że jeden z końców lub boków znalazł się bliżej podłoża, niż był wcześniej’: Drzewo pochyliło się i opadło na dach hali sportowej. Można też pochylić się ku zachodowi, czyli znaleźć się niżej niż poprzednio, a tak zwykle mówimy o słońcu. Można w końcu pochylić się nad problemem, to jest ‘zająć się kimś lub czymś z troską i uwagą’. W tym przenośnym znaczeniu pochylić się jest w słownikach oznaczane jako słowo książkowe.

I właśnie to metaforyczne znaczenie okazało się tak atrakcyjne, że zaczęliśmy pochylać się nad wszystkim: nad człowiekiem i nad przyrodą, nad projektem, nad zadaniem, a nawet nad nierównością chodników w mieście. Stało się więc to, co z innymi modnymi słowami. Wyjątkowe znaczenie: ‘zająć się kimś lub czymś z troską i uwagą’ zaczęło się rozmywać, a sam czasownik począł wypierać inne trafniejsze wyrazy. I teraz pochylamy się nad każdym zagadnieniem: Przed letnim Pekinem 2008 trzeba mocniej pochylić się nad kryteriami – pisze dziennikarz, choć zgrabniejszy byłby tu czasownik zastanowić się. Jeszcze raz możemy pochylić się nad wnioskami – mówi starosta, mimo że rozważyć albo zająć się są tu lepszym wyborem. W sytuacji, gdy liczy się każdy grosz, warto chyba pochylić się nad wypełnieniem wniosku o dopłaty – pisze inny, a czytający nie wie, czy chodzi o zgięcie tułowia, czy o uwagę w wypełnianiu formularza.

O słowie pochylać się trafnie napisała w poradni językowej PWN Katarzyna Kłosińska: „Do niedawna czasownik ten, używany w znaczeniu 'zajmować się (czymś) z uwagą, traktować coś troskliwie', miał bardzo podniosły charakter – pamiętamy go choćby z przemówień działaczy partyjnych okresu PRL-u, którzy pochylali się nad losem robotników i chłopów. Współcześnie jest on używany nie tylko bez nacechowania podniosłością, lecz także bez istotnego elementu znaczenia, jakim jest 'troska, uwaga' – jeśli ktoś mówi, że pochyla się nad jakąś sprawą, to po prostu się nią zajmuje”. A Jerzy Bralczyk w książce „Trzy po 33” zauważa, że wszystko zależy od przyimka: „I o ile pochylanie się przed jest podniesieniem wartości tego, przed czym się pochylamy, o tyle pochylanie się nad ugruntowuje wartość pochylającego się: oto zwraca uwagę na coś. Zauważa, a nawet docenia to, co zapewne doceniane, a może i zauważane nie było. (…)Pochylam się, jestem gość”.

Przytoczone przykłady i opinie dowodzą, że ów napuszony wyraz stracił swoją pierwotną moc i pozbył się ‘troski i uwagi’. Więc zamiast wciąż się pochylać, lepiej po prostu zająć się czymś, zainteresować, zastanowić, rozważyć, omówić, zwrócić na coś uwagę. I nie karmić tego pożeracza synonimów.

25.10.2024

Po ludzku

Co czuje zwykły człowiek, gdy dostaje niezrozumiałe pismo z urzędu, z sądu albo innej instytucji? Czy myśli: O rany, jaki ja jestem niemądry!, czy raczej: O co tu chodzi? Co to znaczy? Dlaczego nie napisali tego po ludzku?

Po ludzku, czyli prostym językiem, takim, który wszyscy rozumieją, bo na co dzień nim mówią. Nie mam tu na myśli języka ekspresywnego, którego używamy, gdy chcemy wyrazić emocje. Mówię o języku potocznym neutralnym, mówionym i pisanym, używanym najczęściej, przez wielu ludzi, w różnych sytuacjach. Chcę też mocno podkreślić: Prosty język to nie język prostacki, ubogi, nieprzyjemny. To jest język zrozumiały dla wszystkich, bo nim myślimy i nim opisujemy świat.

Idea prostego języka jest propagowana i wdrażana w życie w różnych instytucjach: urzędach, bankach, towarzystwach ubezpieczeniowych, uczelniach. Powstają rozmaite zalecenia, kodeksy, zbiory dobrych praktyk, które mają ułatwić urzędnikom tworzenie tekstów jasnych, zwięzłych, komunikatywnych. Tekstów, w których zamiast na przykład stosowanego w umowach sformułowania: Postanowienia ogólne, jest napisane: Co warto wiedzieć zanim przeczytasz regulamin. Pierwsze sformułowanie odstręcza od czytania, bo nie wiemy, kto i co postanowił i dlaczego mamy to czytać. Drugie sformułowanie zaciekawia i zachęca do czytania (pod warunkiem, że treść jest napisana równie atrakcyjnie jak tytuł).

Czy jednak mimo propagowania prostego języka pracownicy instytucji publicznych chętnie zmieniają formułę komunikacji z odbiorcą? Moim zdaniem nie, bo musieliby zmienić obowiązujące schematy i swoje przyzwyczajenia. A poza tym wciąż pokutuje magiczne myślenie, że skomplikowany język ma moc, a język prosty jest słaby. Tak jak w dowcipie, w którym prawnik rozmawia ze swoim asystentem: – Panie prawniku, tu jest umowa z proponowanym przeze mnie dodatkowym zapisem. – Ale ten zapis nie może tak brzmieć! – Dlaczego? – Bo jest sformułowany zbyt prosto. – To chyba dobrze, że prosto, to znaczy, że jest zrozumiale. – NiedobrzeJeśli jest tak prosto, to jest nieprofesjonalnie.

Podobną postawę przyjmują urzędnicy, którzy nawet jeśli uważają, że mogliby pisać prościej, to stosują schematyczne formuły, choćby taką: Deklarację PIT należy złożyć za miesiąc sprzed miesiąca poprzedzającego miesiąc złożenia wniosku. Czy to proste? Raczej nie i niejeden już się pomylił (ze szkodą dla siebie).

Parodię języka komplikującego proste treści znalazłam na instagramowej stronie kobieta_szef. On: Jak powiesz po adwokacku: Wykańczasz mnie nerwowo? Ona: Podejmowane względem mnie działania stanowią przyczynę istotnego obciążenia emocjonalnego, które może w konsekwencji doprowadzić do znaczącego pogorszenia się mojej kondycji zdrowotnej.

Czy tak myślimy? Czy tak mówimy? Oczywiście nie, więc jeśli jakieś instytucje tworzą teksty, które mają być zrozumiałe dla nieprofesjonalnego odbiorcy, to powinny się wykazać empatią i używać prostej polszczyzny. Dla naszego wspólnego dobra.

18.10.2024

Doświadczyć

Chyba nie ma większego komunikacyjnego „przeszkadzacza” niż natręt słowny. Wyraz, który nie daje od siebie odpocząć, jest wciąż obecny, mimo że zwykle nie jest potrzebny. Odbiorca, zamiast śledzić sens komunikatu, skupia uwagę na tym narzucającym się słowie.

Są dwa typy wyrazów natrętnych. Pierwszy to ten, który „rozrywa” ustną wypowiedź, na przykład słówko jakby („To jest jakby nasz kraj”) albo pseudopytanie tak? wtrącane po każdym zdaniu. Drugi typ słownego natręta to wyraz modny, używany nie dlatego, że trafny, tylko dlatego, że osobom mówiącym, a zwłaszcza piszącym wydaje się lepszy, szlachetniejszy, elegantszy. Za taki właśnie uznaję tytułowy czasownik doświadczać.

Zajrzymy do słowników języka polskiego, w których hasło doświadczać jest notowane w dwóch znaczeniach: 1. ‘doznać czegoś, przejść przez coś, zaznać czegoś’, np. Doświadczył wiele złego od ludziDoświadczył głoduDoświadczył czyjejś dobroci, 2. ‘poddać kogoś próbie, wystawić na ciężkie przejścia’: Los ich ciężko doświadczył. Słowo doświadczyć jest zwykle łączone z wyrazami mającymi negatywny wydźwięk. Mocniej podkreśla to definicja w „Innym słowniku języka polskiego” pod redakcją Mirosława Bańki, w którym doświadczyć jest uznane za słowo książkowe: 1. Jeśli ktoś doświadczył jakichś sytuacji, uczuć lub wrażeń, zwykle nieprzyjemnych, to przeżył je: Doświadczał niemal fizycznego bólu, 2. Jeśli jakieś zdarzenia lub osoby doświadczyły kogoś, to naraziły go na cierpienia: Ludzie doświadczeni przez wojnę.

Wyraz oznaczony w słownikach jako słowo książkowe jest rzadszy, staranniej dobierany. Tymczasem w różnorodnych tekstach publicystycznych doświadczyć wypiera stosowniejsze czasowniki. „Czy chcesz doświadczyć treningu STRONG na żywo i zostać instruktorem?” – czytam na stronie internetowej. A nie lepiej: odbyć, przejść trening? Albo inny przykład: „Wall Street doświadczy większej korekty? Rynek czeka na piątkowe dane”. Doświadczyć korekty? A nie dokonać? W zdaniu: „Pasażerowie lotu z Valetty do Poznania doświadczyli licznych trudności podczas swej podróży” lepsze jest słowo przeżyli. W zdaniu: „Osoby z SM często doświadczają chronicznego wyczerpania” trafniejsze byłoby sformułowanie: są chronicznie wyczerpane. Zdanie: „Kluczowym przesłaniem analityków Rabobank jest to, że sektor mleczarski doświadczy uderzenia trzech fal w rynek w ciągu najbliższych 12 miesięcy” jest – mówiąc potocznie – przekombinowane, bo lepsze niż doświadczy uderzenia byłoby odczuje uderzenie. A sformułowanie w dokumencie prawnym to konstrukcja wręcz karkołomna: „Działanie restrukturyzacyjne jest ugodą instytucji z dłużnikiem, który doświadcza lub prawdopodobnie doświadczy problemów z wywiązaniem się ze swoich zobowiązań”.

Doświadczyć problemówDoświadczyć treninguDoświadczyć korektyDoświadczyć uderzenia? W takim połączeniach czasownik doświadczyć dotąd nie występował. Powiem trochę prześmiewczo, że doświadczam zaskoczenia z powodu komplikacji prostych zdań. Ale lepiej ujmę to prościej: Jestem zaskoczona natręctwem tego książkowego słowa.

11.10.2024

Gramatyka!

Jeśli się komuś wydaje, że gramatyka jest szkolnym balastem, to się grubo myli. Gdyby szkolny przedmiot o nazwie „język polski” faktycznie był wypełniony szeroką wiedzą o języku, to uczniowska wiedza o świecie byłaby pełniejsza. I nie tylko uczniowska. Osoby dojrzałe też używałyby języka z większą świadomością jego roli, funkcji i mocy.

Bo język ma moc! Tworzy wspólnotę, pozwala poznać świat, komunikuje i wyraża emocje. Ale również – o czym często zapominamy – tworzy portret komunikacyjny jego użytkowników. Na wizerunek każdego z nas składa się bowiem nie tylko prezencja, lecz także (a może przede wszystkim) sprawność językowa, czyli umiejętne, stosowne i poprawne użycie form słownych. Umiejętne i stosowne – to dostosowane do sytuacji komunikacyjnej, poprawne – to zgodne z obowiązującą normą językową, która opiera się na regułach gramatycznych.

Aby mówić i pisać poprawnie, nie trzeba znać wszystkich mechanizmów rządzących językiem. Ale trzeba mieć o nich pojęcie, gdy się publicznie wypowiadamy o języku, a zwłaszcza, gdy ganimy jakieś formy gramatyczne. Nie można powiedzieć: to jest niepoprawne, bo się nam ta forma nie podoba. Warto wtedy sięgnąć choćby do szkolnej gramatyki i sprawdzić, czy nasze „nie podoba mi się” ma oparcie w jej regułach.

Weźmy za przykład rodzaj gramatyczny rzeczowników osobowych. Większość przybiera dwa rodzaje: męski i żeński. Począwszy od imion: Jan i Janina, Stefan i Stefania, poprzez nazwiska: Kochanowski i Kochanowska, Biały i Biała, Nowak i (dawniej) Nowakowa, aż do nazw zawodów, godności i stanowisk: aktor i aktorka, dyrektor i dyrektorka, profesor i profesorka, a także nowa opozycja rodzajowa – minister i ministra. Ta ostatnia forma, choć pierwotnie uznana za niezgodną z mechanizmem słowotwórczym polszczyzny, została zaakceptowana w uzusie, który jest podstawą normy językowej. Ministra ma swoje formy gramatyczne: dopełniaczową – ministry, celownikową – ministrze itd. Forma ministrze jest tożsama z wołaczem rzeczownika męskiego minister, forma ministry – z żartobliwą albo pogardliwą formą mianownika liczby mnogiej: te ministry. O tym, w jakim znaczeniu jest użyta, decyduje kontekst.

Wydawałoby się, że to sprawa oczywista. Tymczasem ostatnio grono sędziów podważyło poprawność sformułowania obejmując stanowisko ministry użytego w ślubowaniu nowych członkiń rządu. Nie dyskutuję z argumentacją merytoryczną, tylko z gramatyczną. Argument, jakoby dopełniaczowa żeńska forma ministry była w tekście ślubowania tożsama z ekspresywnymi rzeczownikami męskimi typu: profesory, prezydenty, chłopy, senatory, świadczy o złej woli albo o nieznajomości reguł gramatyki. Czyżby dla autorów opinii różnica między wyrażeniem: stanowisko ministry a ekspresywnymi formami męskimi: te prezydenty, te ministry była nieuchwytna? Trudno powiedzieć, ale jak widać, wiedza gramatyczna jest potrzebna w wielu życiowych sytuacjach.

Używamy plików cookies, aby zapewnić najlepszą jakość. Kontynuując korzystanie z naszej strony, zgadzasz się z naszą polityką dotyczącą plików typu cookies.